Wszystkie recenzje kosmetyków zaczynam zawsze od wypisania składu i przeanalizowania go, na miarę swoich możliwości. Dlaczego? Bo to, czego producent użył do stworzenia danego kosmetyku i w jakich proporcjach, ma bezpośredni wpływ na jego działanie na nasze ciało. Czasami bywa jednak tak, że pomimo świetnego składu kosmetyk nie działa tak jak bym tego po nim oczekiwała. Ta maska jest tego świetnym przykładem.
Skład:
Aqua with infusions of Organic Tuber Aestivum Extract, Hamamelis Virginiana Leaf Extract, Kaolin, Dicaprylyl Ether, Gliceryn, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stereate SE, Cetyl Palmitate, Olea Europaea Oil, Xanthan Gum, Zinc PCA, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Thymus Vulgaris Flower/Leaf Extract, Melissa Officinalis Leaf Extract, Salycilic Acid, Parfum, Sodium Benzoate, Potasium Sorbate, Citric Acid.
Analiza składu:
Tym razem woda zmieszana jest, o dziwo, z tylko jednym składnikiem: wyciągiem z trufli letniej (na opakowaniu producent napisał "białej", ale nazwa łacińska odsyła mnie do letniej - biała to Tuber magnatum. W każdym razie jakaś trufla jest :D). Podoba mi się, że "flagowy" składnik jest tuż na początku składu (nawet jeśli jego proporcje w stosunku do wody owiane są tajemnicą) a nie jak to często bywa czołga się gdzieś przy końcu. Kolejnym wyciągiem, wydaje się że występującym już samodzielnie, jest wyciąg z oczaru wirginijskiego. Tuż za nim stoi glinka, producent nie sprecyzował jaka. Następnie mamy kilka emolientów i nawilżaczy: eter dikaprylowy, glicerynę, mieszankę alkoholi cetylowego i stearylowego, stearynian glicerolu i palmitynian cetylu. Uff :D Dodatkowo nawilżenie poprawia jeszcze oliwa z oliwek. Guma ksantanowa pełni fukcję zagęstnika, a cynk to składnik znany wszystkim tym, którzy borykają się z problemem trądziku, bowiem pomaga zaleczać tego typu zmiany. W dalszej kolejności producent daje nam kilka ekstraktów z ziół: rozmaryn lekarski, szałwia lekarska, tymianek pospolity oraz melisa lekarska. Listę zamykają kwas salicylowy, mieszanka zapachowa oraz trzy konserwanty: benzoesan sodu, sorbinian potasu i kwas cytrynowy.
Kosmetyk zamknięty jest w niewielkiej tubce, ładnie leżącej w dłoni. Tubka stoi na głowie i zawartość łatwo się wyciska. Zamknięcie na klik, szczelne, można zamknąć i otworzyć używając jedynie kciuka.
Maska ma postać dość gęstego białego kremu. Łatwo rozprowadza się na skórze. Pachnie bardzo delikatnie, nieco słodkawo. Zapach nie jest przykry, nie przeszkadza w stosowaniu kosmetyku.
Dobra. Maski użyłam dotychczas mniej niż 10 razy więc żużycie nie jest jest znaczne, oceniam, że wystarczy przynajmniej na drugie tyle. Oczywiście to zależy od tego, ile nakładamy. :)
Patrząc na etykietę, maska prezentuje się bardzo dobrze. Pełno tam składników zbawiennych dla cery tłustej i trądzikowej. Ale jakoś nie mogę się z nią dogadać. Pierwszą sprawą jest same jej stosowanie. Jak już wspomniałam maska ma kremową konsystencje i choć z jednej strony ułatwia to rozsmarowywanie, z drugiej strony zbyt łatwo się wchłania w skórę, zamiast pozostawać na jej powierzchni. Chcąc uzyskać grubszą warstwę muszę trochę się napracować. Tuż po nałożeniu odczuwam lekkie mrowienie, a także dość wyraźne ciepło, podobnie jakbym się mocno zarumieniła ^^ Trudno mi określić, czy jest to oznaką jakiegoś pozytywnego oddziaływania czy może odwrotnie, jako że żadnej reakcja uczuleniowa nie nastąpiła. Na plus zaliczam fakt, że maseczka nie zastyga w skorupę i nie trzeba dodatkowo się niczym spryskiwać. Pozostawiałam ją na około 10-15 minut. Kolejnym powodem, dla którego nie jestem jakoś szczególnie przekonana do tego produktu jest brak wyraźnych efektów. Brakowało mi bardzo uczucia oczyszczenia i odświeżenia, które maska oczyszczająca powinna przecież fundować. Nie odnotowałam także wyraźnie miękkiej i odżywionej skóry. Kosmetyk na pewno nie szkodził, nie uczulił ani nie spowodował wysypu. Ale też niczym mnie nie zachwycił. Maska jak maska. Za tę cenę naprawdę oczekuję czegoś więcej.
Postaram się ją zużyć do końca, ponieważ nie lubię niczego wyrzucać, ale raczej nie znajdzie się ponownie na mojej liście zakupów. Zastanawiam się, czy nie spróbować wymieszać ją z glinką, może to coś pomoże? Wiem, że jest już w składzie, ale innego pomysłu nie mam. Jeśli ktoś korzystał z tej maski i bardziej się sprawdziła, dajcie znać :)
Organic Therapy, Total Clean Face Mask with organic white truffle extract
cena: ok. 17zł // 75 ml
Opakowanie i wygoda użycia:
Konsystencja, kolor i zapach:
Maska ma postać dość gęstego białego kremu. Łatwo rozprowadza się na skórze. Pachnie bardzo delikatnie, nieco słodkawo. Zapach nie jest przykry, nie przeszkadza w stosowaniu kosmetyku.
Wydajność:
Dobra. Maski użyłam dotychczas mniej niż 10 razy więc żużycie nie jest jest znaczne, oceniam, że wystarczy przynajmniej na drugie tyle. Oczywiście to zależy od tego, ile nakładamy. :)
Ogólna ocena:
Patrząc na etykietę, maska prezentuje się bardzo dobrze. Pełno tam składników zbawiennych dla cery tłustej i trądzikowej. Ale jakoś nie mogę się z nią dogadać. Pierwszą sprawą jest same jej stosowanie. Jak już wspomniałam maska ma kremową konsystencje i choć z jednej strony ułatwia to rozsmarowywanie, z drugiej strony zbyt łatwo się wchłania w skórę, zamiast pozostawać na jej powierzchni. Chcąc uzyskać grubszą warstwę muszę trochę się napracować. Tuż po nałożeniu odczuwam lekkie mrowienie, a także dość wyraźne ciepło, podobnie jakbym się mocno zarumieniła ^^ Trudno mi określić, czy jest to oznaką jakiegoś pozytywnego oddziaływania czy może odwrotnie, jako że żadnej reakcja uczuleniowa nie nastąpiła. Na plus zaliczam fakt, że maseczka nie zastyga w skorupę i nie trzeba dodatkowo się niczym spryskiwać. Pozostawiałam ją na około 10-15 minut. Kolejnym powodem, dla którego nie jestem jakoś szczególnie przekonana do tego produktu jest brak wyraźnych efektów. Brakowało mi bardzo uczucia oczyszczenia i odświeżenia, które maska oczyszczająca powinna przecież fundować. Nie odnotowałam także wyraźnie miękkiej i odżywionej skóry. Kosmetyk na pewno nie szkodził, nie uczulił ani nie spowodował wysypu. Ale też niczym mnie nie zachwycił. Maska jak maska. Za tę cenę naprawdę oczekuję czegoś więcej.
Postaram się ją zużyć do końca, ponieważ nie lubię niczego wyrzucać, ale raczej nie znajdzie się ponownie na mojej liście zakupów. Zastanawiam się, czy nie spróbować wymieszać ją z glinką, może to coś pomoże? Wiem, że jest już w składzie, ale innego pomysłu nie mam. Jeśli ktoś korzystał z tej maski i bardziej się sprawdziła, dajcie znać :)
Organic Therapy, Total Clean Face Mask with organic white truffle extract
cena: ok. 17zł // 75 ml
Nie stosowałam jeszcze tego produktu :) Polecam te z Eveline. Tańsze i efekty są :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie. Dopiero zaczynam: https://melladonna.blogspot.com/
Miałam kilka produktów z Eveline, ale na maski chyba nie trafiłam, od większości masek drogeryjnych trzymam się z daleka :)
Usuńpierwszy raz widzę ten produkt, ja używam masek z Avonu i są ok.:) zapraszam do mnie http://loonia1.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJak to mówią kiedyś zawsze musi być ten pierwszy raz ;) Kiedyś dużo brałam z Avonu, ale potem się nawróciłam na bardziej naturalną pielęgnację i do katalogów wysyłkowych już nie wracam :)
Usuń